ZASMAKUJ ŚWIATA ZA PIĄTAKA I PRZY OKAZJI ZRÓB COŚ POŻYTECZNEGO

24.11.2013

Filipiński pudding, armeńskie wino, tunezyjskie figi, czy ukraińska czekolada? A Ty? Na co masz ochotę? To tylko niektóre z przysmaków, które czekały w niedzielę na odkrycie na kilkuset metrach hotelu Marriott w Warszawie. Mowa tu oczywiście o Międzynarodowym Kiermaszu Dobroczynnym (International Charity Bazaar). Jego organizatorem jest Grupa SHOM zrzeszająca panie ambasador i żony rezydujących w Polsce dyplomatów. Impreza odbywa się we współpracy z polskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Jego początki sięgają 1999 roku, kiedy to żona ówczesnego ambasadora Belgii, Elena C. van Hellemont wraz z kilkoma innymi małżonkami ambasadorów postanowiły zorganizować comiesięczne nieformalne spotkania. Od 2008 r. grupa podjęła działalność charytatywną. Od tamtej pory pomogła już 25 różnym organizacjom. Słowa uznania należą się też dyrekcji hotelu Marriott, która udostępnia nieodpłatnie sale  na potrzeby wydarzenia.  


Obraz: Międzynarodowy Kiermasz Dobroczynny w Marriocie

Impreza ma formułę "wielkiego targu" składającego się z licznych stoisk, na których praktycznie można było znaleźć wszystko począwszy od szwajcarskich czekoladek Lindt po egipski papirus, rosyjskie matrioszki, a skończywszy na chińskiej porcelanie i filipińskich perłach. 



Narodowe przysmaki kulinarne oraz pamiątki na kiermasz przekazują uczestniczące w nim ambasady. Za "bazarowym" eventem kryje się, jednak szczytny cel - dochód z imprezy zostanie przekazany na cele charytatywne m.in. na potrzeby SOS Wioski Dziecięce, the Amicus Foundation, Centrum Praw Kobiet i Domu Wspólnoty Chleb Życia oraz innych mniejszych organizacji. 


Obraz: Stanowisko Filipin na Międzynarodowym KiermaszuDobroczynnym w Marriocie

Impreza trwała od rana aż do godziny 17 i bez dwóch zdań frekwencja dopisała, a wręcz było tłumnie, co niestety momentami było uporczywe dla kogoś, kto, tak jak ja nie znosi tłumów i kolejek. Ambasady rzeczywiście stanęły na wysokości zadania, bo jeśli chodzi o asortyment, to był pełen przekrój poprzez najbliższych sąsiadów Polski, a skończywszy na krajach Dalekiego Wschodu i Ameryki Południowej.

Obraz: Daleki Wschód i Ameryka Południowa na Międzynarodowym Kiermaszu Dobroczynnym w Marriocie

Wszystko brzmi fajnie, ale niestety muszę przyznać, że trochę rozczarowałam się formułą imprezy. Przede wszystkim zabrakło dla mnie większej ilości degustacji i interakcji. Niestety, większość stoisk skupiła się na czystej sprzedaży, a nie na możliwości zaprezentowania czegoś oryginalnego, niedostępnego, na co dzień. Odniosłam też wrażenie, że niektóre "kraje" nie do końca zrozumiały formułę imprezy. 

Przykładowo stoisko Niemiec wyglądało jak stanowisko Lidla na targach FMCG - poza różnymi żelkami i słodyczami prosto z Lidla nie było tam nic więcej. 

Obraz: armeńskie wino i szwajcarskie czekoladki na Międzynarodowym Kiermaszu Dobroczynnym w Marriocie

Patrząc na niektóre stoiska czasami odnosiło się wrażenie, że powstały one na zasadzie "zbierzmy to, co mamy w domu i wystawmy na sprzedaż". Ten pomysł jak dla mnie nie miał szans sprawdzenia się. Najlepiej to było widać na stanowisku włoskim, gdzie można był zarówno znaleźć ubranka dziecięce, makarony, kawę i tu uwaga - torebkę BATYCKI ? O, ile dobrze kojarzę, to jest, to polska marka. Co zatem robiła na stoisku włoskim? Być może powędrowała tam w ramach transferu ze stanowiska polskiego. Swoją drogą, uważam, że Polska zaprezentowała się bardzo dobrze. Można tu było nie tylko spróbować polskich przysmaków, ale również obkupić się zarówno w tradycyjne wyroby, jak i designerskie fanty. Oczywiście, nie mogło tu też zabraknąć najważniejszego produktu eksportowego, czyli wódki. Tym razem zaprezentowała się ona w efektownej butelce w kształcie bombki. Jak dla mnie to bardzo fajny  i na czasie pomysł. 

Trochę ponarzekałam, to teraz czas na pochwały. W moim odczuciu najlepiej zaprezentowały się kraje afrykańskie oraz azjatyckie, które przede wszystkim oferowały piękne i oryginalne "hand made" produkty, które w prosty sposób oddawały kulturę danego kraju. Moją uwagę zwróciły m.in. nigeryjskie nakrycia na głowę, algierskie obrazy z pustynnego piasku. Przyznaję, że naprawdę cała masa produktów zasługiwała na uwagę, a co więcej na zakup. Patrząc po niektórych torbach, to wiele osób dało ponieść się zakupowemu szaleństwu. Jako poszukiwaczka nowych smaków również i ja nie mogłam oprzeć się tej przyjemności. Na początek zaserwowałam sobie wietnamskie pierożki z krewetkami i mlekiem kokosowym a na deser szwedzkie kruche ciasteczka ze skórką pomarańczową. Na koniec zakupiłam ciastka szwajcarskiej marki, której do tej pory nie spotkałam w naszym kraju i armeńskie pół słodkie wino z granatu. Przyznaję, że armeńskie trunki kusiły nie tylko oryginalnymi smakami, ale przede wszystkim ciekawymi butelkami w różnych kształtach.