CZYM PACHNIE MARKETING? CZYLI O CO CHODZI Z AROMAMARKETINGIEM?

17.10.2014 | 0 komentarze

Większość z nas znudzona jest już oglądaniem reklam oraz słuchaniem komunikatów w nich zawartych. Stąd rozwiązania związane z oddziaływaniem na nasze zmysły dotyku, smaku, czy węchu zaczynają być stosowane na coraz większą skalę. Jednym z narzędzi tzw. marketingu sensorycznego jest aromamarketing, a jego zastosowanie ma udowodnione przełożenie na sprzedaż. Może niektórym trudno w to uwierzyć, ale dobrze dobrane zapachy wywołują emocje, pragnienia i określone skojarzenia, które głęboko i nieinwazyjnie zapadają w pamięci. Tym samym mogą nie tylko wpływać na wzrost sprzedaży, ale wspierać wizerunek firmy i budować trwałe relacje z klientami. 


Image courtesy of graur codrin at FreeDigitalPhotos.net

Powszechnie wiadomo, że aromamarketing stosują sklepy spożywcze, cukiernie i piekarnie. Nie da się obojętnie przejść obok zapachu świeżego pieczywa lub powstrzymać się przed zakupem ciasta czując w powietrzu woń słodkiej drożdżówki. Zdarza się, że w okresie Świąt Bożego Narodzenia rozpyla się zapachy cynamonu, pomarańczy i jabłek. Sklepy stosujące tą metodę skutecznie podnoszą swoją sprzedaż oraz eliminują problem zalegania towaru. 

Urządzenia do aromatyzowania dotychczas głównie wykorzystywane w branży żywieniowej zaczęły być doceniane również w innych sektorach. Już parę lat temu zostały zastosowane przez hotele i lotniska. Dobrze dobrana nuta zapachowa może zmniejszyć napięcie wywołane oczekiwaniem w kolejce lub zrelaksować potencjalnego klienta, który zapomni o trudach życia codziennego. 


Image courtesy of Salvatore Vuono at FreeDigitalPhotos.net

Potencjał tkwiący w zapachach doceniają również liczne apteki, restauracje i hotele. Odpowiednio dobrany zapach potrafi zbudować właściwą dla miejsca atmosferę. Hotel Double Tree by Hilton wita wszystkich gości gorącym ciastkiem czekoladowym, którego aromat unosi się już od samego wejścia. 

To, że grać na naszych zmysłach próbują sklepy nikogo już raczej nie dziwi, ale czy wiedzieliście, że ludzi można kusić nie tylko zapachem jedzenia? Empik w swoich księgarniach wykorzystuje zapach papieru. Aromamarketing jest też coraz częściej spotykany w salonach sprzedaży telefonów komórkowych, czy na stacjach benzynowych. 

Jeszcze inną branżą aktywnie czerpiącą korzyści z tego sposobu oddziaływania na zachowania potencjalnych klientów jest branża developerska. Wśród najczęściej wykorzystywanych zapachów są kawa, wanilia, świeże pieczywo, czy nawet drewno. W ten sposób sprzedawcy chcą u nas wywołać pozytywne skojarzenia z dzieciństwem, ogniskiem domowym. Próbują utwierdzić nas w przekonaniu, że właśnie to mieszkanie, czy dom będzie dla nas idealne i tylko w tym będziemy mogli poczuć się, jak u siebie i zbudować prawdziwą rodzinną atmosferę. Brzmi banalnie, ale w praktyce naprawdę działa. Większość z nas jest nie tyle co sentymentalna, co podatna na skojarzenia z rodzinnym domem. 


Image courtesy of Stuart Miles at FreeDigitalPhotos.net

Aromamarketing, podobnie jak każde narzędzie marketingowe należy stosować rozważnie, by nie odnieść skutku odwrotnego do zamierzonego. Przede wszystkim wybór zapachu nie może być przypadkowy, czy subiektywny, ale dobrany przez projektanta odpowiednio do grupy docelowej, wyglądu miejsca, czy wizerunku firmy. Nie bez znaczenia jest również intensywność zapachu oraz dobór urządzenia go wytwarzającego. Na rynku istnieje już wiele firm, które specjalizują we właściwym doborze zapachów. Zanim, jednak firma zdecyduje się na taką współpracę powinna sobie jasno określić cele i być świadoma swojego wizerunku. 

Aromamarketng wydaje się ciekawym trendem za, którym firmy powinny, moim zdaniem podążać. Jestem przekonana, że to tylko kwestia czasu kiedy stanie się on nieodłącznym elementem identyfikacji firmy czy marki.
Czytaj więcej

KOCHAJ KANARA BO KANAR TO TEŻ CZŁOWIEK

13.10.2014 | 0 komentarze

Kanary są wśród nas. To może być Twój mąż czy żona, brat czy siostra, przyjaciel, czy sąsiad. Dlatego powinniśmy ich nie tylko szanować, ale kochać, za to co robią. Przecież to zwykli ludzie i to nie ich wina, że jak się pojawiają w autobusie, to rośnie nam ciśnienie i zalewa zimny pot. Nie ważne, czy masz bilet, czy nie. Człowiek tak po prostu ma, że jak zobaczy kanara albo usłyszy dźwięk kontrolera, to serce mu szybciej zaczyna bić. Tymczasem kanar to taki miły i życzliwy człowiek, który wykonuje akurat taką pracę, a nie inną. 

Image courtesy of Victor Habbick at FreeDigitalPhotos.net
Tak na pewno uważają pracownicy ZTM, którzy byli pomysłodawcami ostatniej kampanii „Pracuję jako kontroler biletów”. Wyraźnie zależało im na ociepleniu wizerunku tego zawodu. Zastanawiam się tylko po co? Czy kanarowi do pracy jest rzeczywiście potrzebna sympatia ludzi, których kontroluje? Czy naprawdę musimy ich lubić, a może wręcz przeciwnie? Codzienne sytuacje pokazują, że zwykle mandaty otrzymują osoby, które najczęściej kupują bilety, ale tego akurat dnia np. nie zdążyli skasować albo zapomnieli o upływającym terminie ważności. W dużej mierze kasę ZTM zasilają również emeryci i renciści. Natomiast Ci, którzy notorycznie jeżdżą na gapę, mają cały świat w dupie, nie płacą kar, a na pytanie „poproszę bilet” odpowiadają „spierdalaj” czują się bezkarni. Dlaczego? Bo każdy kontroler ma śmiałość podejść do staruszki lub młodej dziewczyny, ale nie każdy do chuligana. A szkoda. 

ZTM zastanawia się, czy kampania odniesie sukces, a ja się cały czas głowię, po co ona jest? Czy niedługo również pojawi się kampania w obronie komorników? Kanarzy nie powinni wzbudzać powszechnej sympatii, ale respekt i umieć egzekwować prawo. W moich oczach urosną dużo bardziej, gdy w końcu zauważę, że biletów wymaga się od każdego bez względu na wzrost i bogactwo językowe. 


Zamiast pokazywać Panią Karolinę jako kochającą mamę dużo lepiej byłoby powiedzieć, że ta filigranowa Pani ma nietypowe hobby i np. czarny pas karate. Kampania powinna nieść komunikat, że wobec kontrolera każdy jest równy i należy się z nim liczyć. Nie masz biletu, to płacisz mandat, a nie pyskujesz, bo ta niepozorna Pani kontroler może być mistrzem w sztukach walki. 

Według danych ZTM tylko w tym roku kanarzy byli atakowani 44 razy przez pasażerów. Szczerze wątpię, że poprzez pokazanie ich jako „miłych” ludzi napaści ustąpią. Wręcz przeciwnie Ci co zwykle zionęli agresją teraz nawet poczują się silniejsi. Oczywiście, w pewnym sensie rozumiem troskę ZTM o swoich pracowników. Myślę jednak, że za 1722 zł zamiast robić kampanię dużo efektywniej byłoby zorganizować podstawowy kurs z samoobrony dla kontrolerów. 




Czytaj więcej