KRWAWA OPOWIEŚĆ WIGILIJNA

2.12.2013

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie stojąca obok w metrze para:
- Patrz na to obrzydlistwo! Jak można mówić o pozytywnym myśleniu i pokazywać coś takiego?
- Masz rację kochanie. Tego powinni zakazać...

Obraz: zabijany karp przed Wigilią
Źródło: www.epiotrkow.pl

Zaintrygowana tą konwersacją oderwałam wzrok od komórki i spojrzałam w oczy znajdującemu się na billboardzie karpiowi. To była świąteczna reklama Carrefour - karp żywy z polskich hodowli. Nie powiem slogan "Pozytywnie każdego dnia" pasował tu jak kwiatek do kożucha. W tym momencie zastanawiam się, czy jest on skierowany - do karpia, który napierw udusi się, a potem dostanie w łeb, czy do klienta, który mu w ten łeb da? W obu przypadkach to chyba jakiś absurd. Bo, czy można odczuwać satysfakcję z zakupu ryby,  która godzinami męczyła się w małym sklepowym "akwarium"?

Przyznaję, że kocham jeść ryby, a karp jest jedną z moich ulubionych, ale to nie znaczy, że godzę się na ich niehumanitarne traktowanie. Niestety, nie było tak zawsze. Wszystko zmieniło się pewnej Wigilii...

W dzieciństwie jako jedynaczka czułam się bardzo samotna, a już najgorsze były dla mnie Święta, kiedy to wszyscy moi rówieśnicy z podwórka spędzali czas ze swoimi rodzinami. Jak każde dziecko marzyłam o jakimś zwierzątku, ale na moje nieszczęście jakiś lekarz wmówił rodzicom, że mam alergię. W efekcie nawet nie mogłam mieć "głupich" rybek. Mój Tata, co prawda wielokrotnie proponował mi uruchomienie hodowli mrówek lub innych insektów, ale jak, by, to powiedzieć? - "średnio mnie to kręciło".


Obraz: billboard reklamujący sklep Carrefour i promocję na karpia

Za to na Święta Bożego Narodzenia zdarzał się cud i to był wyjątkowy czas. Był, to jedyny okres w roku , kiedy przyjeżdżał do nas w odwiedziny świąteczny karp z krainy karpiów. Tak, tak - jedni czekali w Wigilię na Mikołaja, a ja czekałam na karpia. Co roku odwiedzał nas inny przedstawiciel gatunku i zawsze zostawał tylko do kolacji. Potem zgodnie z tradycją wracał do swojej krainy.

Tego pamiętnego roku zawitał do nas karp John. Jak zwykle przyjęliśmy go iście królewsko. Przez dwa dni miał całą wannę tylko dla siebie oraz całą masę zabawek. John był niezwykle towarzyską rybą. Godzinami przy nim przesiadywałam i opowiadałam bajki.

Nadeszła Wigilia.Wybiła godzina 15. John musiał wracać do domu. Czyli Święta i po Świętach - pomyślałam. W te stało się, jednak coś strasznego. Babcia pierwszy raz nie domknęła drzwi od kuchni. Z impetem wparowałam i krzyk!

Do dziś mam jeszcze przed oczami ten obrazek - leżący na stole John, a nad nim Babcia z tasakiem. Od tamtego dnia nikt już z mojej rodziny nie kupuje żywego karpia. Moja Mama zresztą do dziś mi wypomina, że wyzwałam całą rodzinę od morderców i że jej nienawidzę za to, że zjedli mojego przyjaciela Johna.

Obraz: kampania społeczna Klubu Gaja "Jeszcze żywy karp"
Źródło: http://www.jeszczezywykarp.pl/

Oczywiście, ta cała historia nie ma być jakimś moralizatorem z mojej strony, ale raczej prośbą - nie wspierajcie tego rzeźniczego rynku, który pozwala na zdychanie w okropnych męczarniach tysięcy ryb. Nie bawcie się w kata. Kupujcie karpia w płatach. A, jeśli ten aspekt Was nie przekonuje, to może spójrzcie na, to z praktycznego punktu widzenia. Patroszenie ryb w domu, sprzątanie po nich i usuwanie zapachu z wanny, to w końcu kupa nikomu niepotrzebnej roboty.  A co na, to karp? Posłuchaj jego  Opowieści Wigilijnej.