POWSTANIE WARSZAWSKIE - PODWÓRKOWA ZABAWA CZY AKT BOHATERSTWA?

21.05.2014

Genialny! Chciałam rzec po wyjściu z kina, ale to za mało. To jeden z tych polskich filmów, który zachwyca swoją szczerością. Nikogo i niczego nie gloryfikuje. To jeden z tych filmów, który mimo, że boli chcesz oglądać dalej. To jeden z tych filmów, który zasługuje na Oscara. Efekt, który uzyskali jego twórcy, to coś więcej niż sztuka czy dokument. To film, który sprawia, że już nigdy więcej nie spojrzymy na Powstańców w ten sam sposób. To już nie są bohaterowie, ale nasi koledzy i sąsiedzi. Ten film bez zbędnego patosu pokazuje, że Powstańcy to byli tacy ludzie jak my, zwyczajne chłopaki i dziewczyny. To ludzie wchodzący w dorosłość i mający swoje troski i radości podobne do tych, które przeżywa przeciętny nastolatek. 


Oglądając ten film ciężko oprzeć się wrażeniu, że Powstanie Warszawskie to nie świetnie przemyślana walka, ale krwawa podwórkowa zabawa w wojnę. Czy 10-12 letniego chłopca z karabinem domowej produkcji można nazwać żołnierzem? A szpitalem grupkę gospodyń domowych i ich córki, które szyją opatrunki z prześcieradeł? Po wyjściu z sali w otoczeniu ciszy człowiek zaczyna zadawać sobie wiele pytań m.in. co ma w sobie ten film i dlaczego tak ciężko powstrzymać wzruszenie? Odpowiedź jest prosta - kolor i prawdę. Pierwszy raz można zobaczyć autentyczne nagrania w kolorze sklejone fabułą, przez co mamy wrażenie, że właśnie oglądamy kolejną hollywoodzką produkcję. Tym razem, jednak nie widzimy aktora grającego daną postać tylko ją samą oraz prawdziwy i szczery aż do bólu obraz ginącej Warszawy. 

To film dla każdego bez względu na jego stosunek do Powstania Warszawskiego. Powstańców można, bowiem pokochać nie za ich bohaterstwo, czy wolę walki, ale za ich zaradność i optymizm. Mimo codziennych bombardowań i towarzyszącej im na każdym kroku śmierci próbowali prowadzić na pozór normalne i radosne życie. Dziewczęta dbały o schludny wygląd i wymyślne fryzury, a chłopcy starali się zachować sportową sylwetkę i dobre maniery Chodzili do kina, grali w piłkę, bawili się i umawiali na randki. Z ich twarzy nie promieniuje ból i smutek, ale młodzieńcza radość mimo wielkiego zagubienia. Ta sama, której brakuje nie jednemu Warszawiakowi, mimo że nie musi każdego dnia walczyć o przeżycie.